sobota, 14 stycznia 2012

Grudzień

Ostatnie dwa miesiące upłynęły na podróżowaniu tu i tam, stąd tak długa przerwa w postach. Teraz również mamy mało czasu, dlatego zamieszczamy krótkie opisy wraz ze zdjęciami z ostatnich wycieczek. Już za miesiąc w Warszawie będziemy opowiadać Wam nasze przewspaniałe, niesamowite, egzotyczne historie.

W grudniu trafiliśmy na Borneo, jak dla mnie numer jeden spośród wszystkich indnonezyjskich wysp, które do tej pory zwiedziliśmy. Kalimantan, indonezyjska część wyspy, w porównaniu do Jawy czy Bali to zupełnie inna rzeczywistość. Większość wyspy porasta puszcza tropikalna i tylko gdzieniegdzie dostrzec można efekty działalności człowieka. Niestety w ostatnim dziesięcioleciu Indnonezyjczycy postanowili zmienić te proporcje i rozpoczęli pozyskiwanie surowców na masową skalę. Na lotnisku przylatujących pasażerów witają reklamy monstrualnych koparek, dźwigów i wywrotek. Po wyjściu te wszystkie pojazdy można zobaczyć na żywo, poruszające się po głównych drogach wyspy. Na rzekach pełno jest barek przewożących tony węgla i gigantyczne, drewniane bale. Do tego powycinane hektary lasów i kopalnie odkrywkowe wielkości małych miasteczek tworzą bardzo interesujący, aczkolwiek równie traumatyczny obraz Borneo XXI wieku.

Szczęśliwie istnieje też druga, optymistyczna strona Kalimantanu. Bezkresna dżungla, zamieszkana przez wolnożyjące krokodyle, orangutany, tysiące ptaków i owadów. Wycieczka do Kutai National Park niedaleko Sangatty we wschodniej części wypsy była okazją do spotaknia z orangutanami. Razem z Bapakiem- naszym leśnym guru, odbyliśmy trzy wycieczki w głąb dżungli. Spotkaliśmy się z mamami orangutanami i ich dziećmi, waranem i tarantulą. Pająków i owadów było całe mnóstwo. Do tego drzewa z pniami wielkości małych domków, woda prosto z liany i tysiąc innych atrakcji egzotycznej puszczy.

Po wizycie w Kutai przyszła kolej na wyprawę w górę rzeki, której celem było spotkanie z Dajakami – rdzenną ludnością centralnej części Borneo. Aby się tam dostać czekała nas noc na pokładzie eksluzywnego statku pasażersko- towarowego, gdzie każdy miał swój kawałek podłogi lub drewnianej ławy, oprócz tego 6 łazienek z bieżącą wodą, czyli dziura w podłodze wprost do rzeki i inne ciekawostki rodem z Indonezji. Po rejsie trafiliśmy do wiosek zamieszkanych przez Dajaków. Charakterystyczne dla Dajaków są długie, jednoizbowe domy na palach, tradycyjne tańce i wspaniałe wzory widoczne w rękodziełach i architekturze. Oczywiście współcześni Dajakowie, których spotkaliśmy w Muara Muntai czy Tanjiung Isuy nie nosili trzcinowych spódniczek i nie biegali z włóczniami w rękach, za to posiadali zestawy satelitarne w swoich chatkach, motory, piły mechaniczne itp.


Surabaya (Jawa, w drodze na Kalimantan)








Kutai Park












Mancong - wioska Dajaków







w wiosce Dajaków niedaleko Melak











plantacja kauczuku

park orchidei bez orchidei, ale za to ze zbanecznikami




w drodze do Muara Muntai








podwórko w Jogjy







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz