wtorek, 1 listopada 2011

22-28 października 2011

W czwartek postanowiliśmy wyjechać na nieco dłużej z Bali co wiązało się z załatwieniem formalności na uniwerystecie, czyli z obowiązkiem wydania sobie samemu zgody na wyjazd. Po autoakceptacji podania w piątek wyruszyliśmy na Lombok. Po 6 godzinach na skuterze i 5 na promie znaleźliśmy się w Mataram, czyli największym mieście na wyspie. Lombok różni się od Bali: jest tam znacznie mniej ludzi, znacznie więcej muzłumanów i praktycznie żadnych atrakcji. Według Lonely Planet w Senggigi na północ od Mataram znajduje się najpiękniejsza plaża na świecie, poniżej zamieszczamy jej zdjęcie i pozostawiamy bez komentarza.



Na Lomboku występuje jeszcze jedno zjawisko, którego nie ma na Bali. Mianowicie bardzo dużo mieszkańców wykorzystuje do transportu wozy konne.


Z górzystej wyspy postanowiliśmy uciec jak najszybciej na jedną z wysp Gili. Gili Meno-wysepka na oceanie Spokojnym, 500x 1500 metrów, nie więcej niż 200 mieszkańców i 150 turystów, aby dostać się na wyspę trzeba dopłynąć drewnianą łódką, a po wyspie można przemieszczać się jedynie bryczką lub na piechotę. Przez 3 dni byliśmy w wakacyjnym raju. Snorkelling w lazurowej wodzie pełnej ryb i koralowców, opalanie się na piaszczystych plażach, owoce morza i drinki z palemką podane przez kelnera do leżaka na plaży. Po pierwszym miesiącu katorżniczej pracy na Bali należała nam się chwila spokoju...





Chwila odpoczynku skończyła się w momencie kiedy w portfelu zostało nam 10 000 rupii (3,68 zł), czyli idealnie tyle, ile potrzeba na bilet na Lombok. Po wizycie w kantorze ruszyliśmy na podbój wschodniej i południowej części wyspy. Był to właściwie rajd przez lombockie wsie i zagłębia lokalnych rzemieślników. Tym sposobem zwiedziliśmy suszarnię tytoniu w Sapit, warszataty tkackie w Sukarara i wieś pełną tradycyjnie budowanych domków w Sade (częścią tradycji jest zabezpieczenie domu przed moskitami polegające na nasmarowywaniu fundamentów domu krowią kupą).



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz