piątek, 25 listopada 2011

5 listopada

Budi to główny menager Loviny, specjalizujący się w zakresie: nieruchomości, motoryzacja, gastronomia, turystyka i medycyna. Prawdopodobnie większość stypendystów w Indonezji trafiła na swojego Budiego, który w ciągu 15 minut jest w stanie zorganizować praktycznie wszystko. Budiemu po miesiącu negocjacji udało się namówić nas na udział w głównej atrakcji turystycznej w mieście tj. porannej wyprawie na delfiny. Tuż przed wschodem słońca na brzeg piaszczystej plaży w Lovinie przypływają tradycyjne, balijskie łodzie, na których turyści wypływają w głąb morza, żeby podziwiać bawiące się delfiny. Taki opis owej atrakcji można znaleźć w przewodniku. Rzeczywistość odbiega trochę od zaprezentowanego obrazu. Kilkadziesiąt łódek napędzanych warczącymi silnikami odpływa z plaży. Na pokładzie każdej z nich znajduje się średnio od 4 do 6 zaspanych turystów uzbrojonych w aparaty i gigantyczne obiektywy, które praktycznie nie mieszczą się w środku takiej małej, drewnianej łódki. Po 40 minutach rejsu, cała flota zatrzymuje się i rozpoczyna się etap poszukiwania delfinów. Wszyscy wypatrują szarej płetwy grzbietowej, poruszającej się nad poziomem morza. Najgorsze zaczyna się kiedy ktoś takową zauważy. W ciągu 10 sekund od „upolowania płetwy” stado rozpędzonych łodzi, z tysiącem przygotowanych do ataku aparatów rozpoczyna pościg za delfinem. Marzeniem każdego turysty jest uchwycenie ssaka z jak najmniejszej odległości, a marzeniem każdego rybaka zaspokoić potrzeby turysty. Oczywiście większość ściganych delfinów, w momencie kiedy zorientuje się, że jest na celowniku chowa się kilkadziesiąt centymetrów niżej i cała zabawa rozpoczyna się od początku.












1 komentarz: