środa, 19 października 2011

14 października 2011


W piątek wyruszliśmy na podbój wschodniej części Bali. Kilkanaście kilometrów za Singarają znaleźliśmy wodospad. Wokół naszego miasta tak naprawdę znajdują się tylko wodospady. Każdy z nich jest najwyższy i największy na Bali, a przynjamniej tak twierdzą miejscowi. Ten w Tejakuli był o tyle ciekawy, że po drodze można zobaczyć kwitnące bananowce, ananasy, jackfruity, goździki, kawę itp. itd.






W piątek wyruszliśmy na podbój wschodniej części Bali. Kilkanaście kilometrów za Singarają znaleźliśmy wodospad. Wokół naszego miasta tak naprawdę znajdują się tylko wodospady. Każdy z nich jest najwyższy i największy na Bali, a przynjamniej tak twierdzą miejscowi. Ten w Tejakuli był o tyle ciekawy, że po drodze można zobaczyć kwitnące bananowce, ananasy, jackfruity, goździki, kawę itp. itd. Po wykąpaniu się z pijawkami w wodospadzie czekało nas 90 km drogi wzdluż wybrzeża - z jednej strony morze, z drugiej łyse pola zalane w 1963 roku lawą. Dopiero w okolicach Culik, we wschodniej części wypsy, krajobraz się zmienia. Zgodnie z naszym przewodnikiem są tam najbardziej spektakularne pola ryżowe w całej Indonezji. Tarasy ryżowe rozciągają się pomiędzy trzema wulkaniami: Gunung Agung, Gunung Seraya i Gunung Lempuyang. Na ostatnim znajduje się jedna z najważniejszych hinduskich świątyń- Pura Lempuyang. Jest to zespół 7 świątyń, położonych na całej długości wzniesienia. Skuterem po pokonaniu miliona zakrętów i kilkunastostopniowych podjazdów można dojechać do 2 z kolei świątyni. Dalej pozostają nogi. Nam z braku czasu i sił udało się dojść do czwartej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz