czwartek, 13 października 2011

9 października 2011

W ostatnią niedzielę nasz balijski kolega zaprowadził nas na walki kogutów. Sami raczej byśmy tam nie trafili. Informacja o walkach nie jest publikowana w prasie, na ulotkach czy na plakatach. Miejsce gdzie odbywają się walki jest również trudne do rozpoznania. Zwykły dom, niczym szczególnym nie wyróżniający się spośród innych. Taka aura tajemniczości wynika z toczącej się obecnie walki władz z organizatorami tego rodzaju imprez. W szkole zostaliśmy ostrzeżeni, że wyprawa na takie walki może zakończyć się na komisariacie. Pani Ania z restauracji, także nie była zachwycona naszym pomysłem.






Za bramą domu czeka na wszystkich indonezyjskie centrum hazardu. Wszystko w wersji light village motive. Daszek nad kogucim ringiem wykonany jest z bambusów i folii malarskiej. Trzy rzędy małych drewnianych krzesełek stanowią sektor VIP. Obok głównego ringu Pani sprzedaje owoce, papierosy na sztuki, kawę i jajka (spożywane przez graczy na surowo). Poza kogucim ringiem na przybyłych czekaja jeszcze inne zabawy. Pierwsza to balijska ruletka tj. dwie wydmuszki z wygawerowanymi liczbami rzuca się na głęboki talerz, a potem następuje szybkie rozliczenie kasy (Pan probował mi wyjaśnić tę grę, ale...). Druga zabawa to gry karciane. Pomiędzy ringiem, wózkiem cateringowym, ruletką i przydomową świątynią, tu i tam przewalają się płócienne worki po ryżu. W woreczkach popakowane są koguty czekające na swoją kolej. Od czasu do czasu któryś worek lekko podskoczy, inny zapieje. I tak wszystko się kręci.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz